Reportaż o frankowiczach z udziałem naszego mecenasa

1 lutego br. w „Dużym Formacie”, dodatku do „Gazety Wyborczej”, pojawił się obszerny reportaż o sytuacji frankowiczów – czyli, jak to się wszystko zaczęło, jak wygląda cała sprawa, procedury i procesy od podszewki i jak dziś żyją ludzie, którzy postanowili walczyć o swoje prawo przeciwko bankom.
Publikujemy fragment reportażu „Wczoraj zniknął mi kredyt. Co czeka frankowicza, gdy zdecyduje się pójść do sądu”, w którym autor Tomasz Kwaśniewski rozmawia z naszym mecenasem Jędrzejem Jachirą.

Ponad 200 pozwów miesięcznie

Zapytany o to, ile do dziś ma wygranych frankowych spraw, Jachira odpowiada, że w zeszłym roku mieli 44 wyroki zakończone sukcesem, z czego 41 polegających na unieważnieniu umowy w całości.

– Łącznie mamy około 70 wygranych spraw – mówi.

Z czego statystyka wygląda tak, że 85 procent to wygrane w pierwszej instancji. 10 procent to wygrane w pierwszej i w drugiej instancji, więc prawomocne, ale jeszcze nie wykonane. Na przykład dlatego, że bank wniósł kasację do Sądu Najwyższego. Na razie jedynie pięć spraw zakończyło się definitywnie. Czyli wyrok jest prawomocny i wykonany.

– Ale teraz te wygrane zaczynają postępować już lawinowo – mówi Jachira. – Bo po prostu sprawy dochodzą do końca – zakładamy, że nim ostatecznie wygrasz sprawę frankową, mijają trzy lata. Około dwóch lat spędzisz w pierwszej instancji, około roku w drugiej.

– Dlaczego to trwa tak długo?

– Po pierwsze, dlatego, dlaczego wszystkie sprawy w Polsce trwają długo. Po drugie, bo przybywa pozwów frankowych, a sędziów wciąż jest tyle samo. My w 2017 roku wysyłaliśmy miesięcznie około 15 pozwów, a teraz w ciągu miesiąca ponad 200.  

– A jak wygląda statystyka, jeśli chodzi o przegrane?

– To jest ciekawe, bo w 2020 roku w skali kraju około 90 procent to były wygrane, u mnie ponad 94 procent. No, ale były też przegrane, my ich mieliśmy dosłownie kilka. I to były zawsze przegrane u sędziów, o których wiadomo, że są na nie – Jachira recytuje ich nazwiska. – Jak spotykam się z klientem, to mówię, że gdy trafimy do tych sędziów, to nie ma szans.

– A sędziowie są losowani, jak więc ktoś ma pecha…

– To jest jeszcze druga instancja i na szczęście w niej bardzo niewielu sędziów jest nieprzychylnych sprawom frankowym. I tam generalnie są dwie możliwości: albo sąd zmodyfikuje wyrok pierwszej, i koniec, albo go uchyli, czyli cofnie do pierwszej, do ponownego rozpoznania. Sęk w tym, że po nowelizacji w ubiegłym roku procedury cywilnej cofnięcie oznacza powrót do tego samego sędziego.

– I on znów to samo?

– Tego jeszcze nie wiemy, bo w tej chwili mamy tak, że sąd drugiej instancji uchylił wyrok, ale nie mamy wyroku wydanego ponownie. Ale też nie sądzę, że to może być to samo.

– A gdyby?

– To znów mogę go zaskarżyć. I tak zupełnie teoretycznie to rzeczywiście mogłoby trwać w nieskończoność, bo ustawodawca nie daje tu limitu.

Kurczę, to jest złoty interes

– To teraz wyobraźmy sobie – mówię – kogoś, kto ma kredyt we frankach, ma ochotę iść do sądu, wchodzi do internetu, widzi całą masę propozycji. Na co powinien zwrócić uwagę, wybierając pełnomocnika?

– Po pierwsze, żeby rozważył ofertę kancelarii adwokacko-radcowskich – mówi Jędrzej Jachira. – Z możliwością zawarcia, to ważne, umowy bezpośrednio z tą kancelarią. Nie zaś ofertę samej sp. z o.o., która nie podaje, kto jest pełnomocnikiem i jakie uzyskał wyroki. Dlatego że zawarcie pełnomocnictwa oraz umowy z kancelarią daje większą gwarancję praw na wypadek problemów. Na przykład w postaci ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej tego radcy czy adwokata. Zasad samorządowych ich obejmujących. Możliwości przeprowadzenia postępowania przed sądem dyscyplinarnym.

Kolejna rzecz: wybierając kancelarię, warto sprawdzić, jak długo zajmuje się tematem frankowym. Czy przynajmniej przed wyrokiem w sprawie państwa Dziubaków mieli jakieś efekty. Bo jeśli nie, to znaczy, że może należeć do ludzi, którzy zwęszyli interes, ale kompletnie się na tym nie znają – po sprawie Dziubaków mnóstwo osób powiedziało: „Kurczę, to jest złoty interes”. Bo wartość strat dla sektora bankowego z tytułu kredytów frankowych szacuje się na poziomie 40 mld zł. Tyle banki będą musiały ewentualnie zwrócić.
Część z tych banków jest w na tyle kiepskiej sytuacji, że może ogłosić upadłość.

– I wtedy?

– Jak będziesz w procesie sądowym i nie będziesz miał nadpłaconego kapitału, to nie ma problemu. Bo jak wygrasz, to po prostu oddasz to, co zostało ci do oddania, i koniec. Ale jak masz nadpłatę, to nie będzie skąd tych pieniędzy uzyskać. I to jest też jeden z powodów, dla którego warto się pospieszyć ze składaniem pozwu – sprawy są rozpoznawane według kolejności wpływu, więc im później złożysz, tym większe ryzyko, że już nie będzie z czego ściągać. A drugi, bo przynajmniej na dziś jest tak, że przedawniają się nadpłaty dokonane dalej niż 10 lat wstecz. Mówię „na dziś”, bo jest duże prawdopodobieństwo, że ta interpretacja się zmieni. Co jest zresztą uzasadnione, bo kiedy się dowiedziałeś, że możesz coś wygrać w sprawach frankowych?

– Prawdę mówiąc, dopiero gdy spotkałem doktora Klepackiego.

– Bądźmy łaskawsi i powiedzmy, że to mniej więcej wiadomo od 2015 roku. Dlaczego więc termin przedawnienia ma się liczyć komuś na przykład od 2007 roku? To jest niezgodne z zasadami współżycia społecznego.

Pozew układamy kaskadowo w formie hybrydy

– Nim frankowicz podpisze umowę z wybranym przez siebie pełnomocnikiem, warto, żeby zwrócił uwagę, ile ma wynieść jego wynagrodzenie – mówi Jędrzej Jachira. – Kwota na początek nie powinna być niższa niż kilka tysięcy złotych i nie wyższa niż kilkanaście. Rozrzut zależy do zawiłości sprawy, bo naprawdę sprawa sprawie nierówna. I to powinno raczej łączyć się z wynagrodzeniem prowizyjnym na końcu.

– Ile?

– Jak jest powyżej 20 procent netto plus VAT, to powinna nam się zapalić lampka ostrzegawcza.

– Coś jeszcze sprawdzamy?

– Czy nie będzie losowo wysyłanych aplikantów na rozprawy. Też czy jest wpis w umowie, który mówi o górnej granicy wynagrodzenia prowizyjnego, poza które pełnomocnik nie może wykroczyć. Sposób liczenia tej prowizji. Czyli nie od wysokości kredytu, tylko wartości faktycznie osiągniętej korzyści obliczonej na dzień prawomocności. Też, że pieniądze powinny trafić bezpośrednio do klienta, a nie od razu na konto kancelarii. Nawet nie wiesz, ile było spraw w Polsce, właśnie z udziałem sp. z o.o., na kontach których „za długo” przeleżały środki ich klientów.

(…)

– I jak ktoś już podpisał umowę, to co powinno dziać się dalej?

– Powiem ci, jak to wygląda u nas. Otóż zaraz po tym wysyłamy reklamację do banku. Tego samego dnia klient dostaje od nas wniosek o pełną historię spłaty kredytu, podpisuje go, idzie złożyć do banku. I ten w ciągu miesiąca wydaje komplet dokumentacji. Oraz odpowiedź na reklamację. W której mówi, że na nic się nie zgadza, możemy się sądzić. Kolejny miesiąc upływa na przygotowaniu pozwu i dokładnym wyliczeniu wysokości roszczenia. Średnio w ciągu trzech miesięcy od rozpoczęcia współpracy trafiamy do sądowej kolejki.
I teraz właśnie wszystko zależy już od sędziego – mówi Jachira i dodaje, że generalnie są dwa modele. Pierwszy: czekasz rok, aż sąd „pochyli się” nad twoimi aktami, ale jak już to zrobi, to mówi: „Wyznaczam rozprawę, robimy przesłuchanie informacyjne strony powodowej”, czyli ciebie. Oddala wnioski dowodowe banku w przedmiocie przesłuchania świadków, biegłego itd. Po przesłuchaniu ciebie mówi: „Koniec rozprawy, zamykam przewód, proszę o wygłoszenie mów końcowych, za dwa tygodnie wyrok”. I po roku masz wyrok. Kilku sędziów tak robi.
Druga szkoła, najczęstsza: wymiana wielu pism procesowych między nami a bankiem. Potem rozprawa: przesłuchanie ciebie i świadków banku, najczęściej rozbite na dwa terminy. Dopuszczenie dowodu z opinii biegłego, opinia biegłego, ustosunkowanie się do opinii i sąd ogłasza wyrok. Po dwóch latach najczęściej.
A potem z reguły w obu przypadkach bank składa apelację. Albo my, jeśli nam coś nie pasuje. Sprawa więc trafia do sądu wyższej instancji. Najczęściej jest jedna rozprawa, maksymalnie dwie, koniec. Wyrok drugiej instancji jest zawsze prawomocny. Bank ma jeszcze możliwość odwołania się do Sądu Najwyższego, choć zdecydowana większość spraw nie zostanie do niego przyjęta do rozpoznania. (…)

Zapraszamy do lektury pełnego tekstu na portalu „Gazety Wyborczej”, w którym przedstawione są konkretne sytuacje kilku rodzin z kredytem walutowym.